Ćwiczenia immunologiczne. Wokół książki Petera Sloterdijka – Mateusz Burzyk

Nowość
Ocena:
  • Obecnie 5 na 5 gwiazdek.
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
5

Dziękujemy za głos!

Już oceniałeś tą stronę, możesz oddać głos tylko raz!

Twoja ocena została zmieniona, dziękujemy za oddany głos!

Zaloguj się lub utwórz nowe konto aby ocenić tą stronę.

Ćwiczenia immunologiczne. Wokół książki Petera Sloterdijka – Mateusz Burzyk

Jeśli Sloterdijk próbuje rozprawić się z widmem religii (z tezami, jakoby po epoce triumfu rozumu i sceptycyzmu wobec metafizyki następował obecnie ponownie wzrost wiary i swoisty revanche du Dieu), to dokładnie w tym sensie, że przekonuje on, iż to, co powraca, nie ma wcale charakteru religijnego i nie wynika z głodu transcendencji. Wręcz przeciwnie, w rzekomym powrocie religii nie chodzi o zaspokojenie potrzeby spotkania z Absolutem, ale o rytualny system uodparniający, który pozwoli dezaktywować lub co najmniej wyciszyć niepewność ludzkiej egzystencji.

Co chce nam zaproponować niemiecki filozof w książce pod – nie ukrywajmy – dziwnie jak na filozofię brzmiącym tytułem? Czy jest to poważny zbiór filozoficznych refleksji nad dobrym życiem czy też kolejne, po propozycji wywrócenia do góry nogami systemu podatkowego (Rewolucja dającej ręki), kontrowersyjne wystąpienie niemieckiego myśliciela? Bez silenia się na zbędną oryginalność odpowiedzieć można, że w przypadku Musisz życie swe odmienić mamy do czynienia z dziełem wielowarstwowym i choć z jego licznych wątków nie sposób właściwie zdać sprawy, to stwierdzić można, że bezspornie w każdym z nich na pierwszy plan wybija się perspektywa etyczna. To właśnie projekt współczesnej etyki czy też, jak sformułował to explicite sam autor, projekt etyki bez religii jest naczelnym tematem omawianej tu książki: namysł nad tym, kiedy człowiek staje się tym, czym być powinien – kiedy staje się on, najkrócej mówiąc, prawdziwie sobą (jak tłumaczył znaczenie greckiego terminu ethos Heidegger).

Zwierzę naznaczone brakiem

Ethos człowieka nie wiąże się jednak dla Sloterdijka z żadną konkretnie określoną uprzednio normatywną treścią. Powiedzieć raczej można, że autor Krytyki cynicznego rozumu przedstawia nam etyczną metodologię. Na taką interpretację książki wskazuje już sama fraza „Musisz życie swe odmienić”, która jakkolwiek podkreśla konieczność zmiany, to milczy jednak na temat tego, jaki miałby być jej faktyczny cel. Okaleczony posąg Apolla, opisany przez Rainera Marię Rilkego w jednym z jego wierszy (pt. Archaiczny tors Apolla), z którego Sloterdijk bezpośrednio zaczerpnął tytuł swojej pracy, ustanawia więc nie tyle gotowe wzorcowe odniesienie, ile nigdy niewypełnialny imperatyw nieustannego dążenia do perfekcji. W myśl filozofa wkrada się tu – jak się wydaje – klasyczne rozróżnienie na życie rozumiane poprzez czystą biologiczność (zoē) oraz poprzez swoją kulturową formę (bios). W duchu tego rozpoznania głos wydobywający się jakoby z posągu Boga-Atlety (o zbieżności tych dwóch figur dla starożytnych Greków autor wymownie nam przypomina) sugeruje więc, że sposób, w jaki aktualnie prowadzimy nasze życie, nie jest jeszcze właściwy, że nie odpowiada on temu, jak być powinno, że wciąż czegoś mu brakuje. Imperatyw nawołuje, jak pisze autor Kryształowego pałacu, do nieulegania mieszkającemu w nas filistrowi twierdzącemu, że wszystko jest z nami w obecnej formie w porządku.

Wezwanie to doskonale ucieleśnił w swoim życiu Carl Hermann Unthan, jedna z najbardziej wyrazistych postaci książki, świetnie opisany przez Sloterdijka, grający nogami skrzypek, a także autor wystukanego nogą na maszynie Pedyskryptu. Zapisków z życia bezrękiego. Niebywała sprawność, jaką osiągnął on w posługiwaniu się stopami – pozwalająca mu być może nie na muzyczną wybitność, ale na pewno na regularną grę w filharmonii – możliwa była wyłącznie dzięki wzmożonej liczbie ćwiczeń, dzięki nieustannej pracy nad sobą. Konsekwencja w ich powtarzaniu doprowadziła w jego przypadku do przełamania własnych ograniczeń.

Unthan pełni oczywiście u Sloterdijka funkcję alegoryczną, gdyż człowiek w ogóle jawi się filozofowi „jako zwierzę, zmuszone przeć do przodu, ponieważ coś je upośledza” (s. 56). Jest ono bowiem – jak powiadał Arnold Gehlen – naznaczone brakiem. W tym sensie człowiek winien traktować swoją egzystencję „jako bodziec do ćwiczeń korekcyjnych” (s. 82), jako „akrobatyczny wyczyn” (s. 87), przy którym trudno z góry powiedzieć, jakie umiejętności zapewniają przetrwanie i sukces (dlatego też różnice między ludźmi sprowadzają się w jakiejś mierze do ich pilności w ćwiczeniach). Jedynie zatem imperatyw wymagania od siebie stale „za dużo” (s. 617), a nawet konieczność wymagania od siebie rzeczy niemożliwych wydaje się – paradoksalnie – strategią rozsądną.

Ogół tych korekcyjnych zabiegów towarzyszących ludzkiej kondycji określa tu Sloterdijk mianem antropotechnik, a pod pojęciem tym rozumie on „mentalne i fizyczne procedury treningowe, za pomocą których ludzie najróżniejszych kultur próbowali w obliczu niejasnego ryzyka życia i palącej pewności śmierci optymalizować swój kosmiczny i socjalny status immunologiczny” (s. 16). W tej perspektywie postrzega niemiecki filozof zarówno kwestię religii (systemu symbolicznego wzmagającego ludzką odporność poprzez redukcję metafizycznego lęku), prawa (pozwalającego ustabilizować życie społeczne i zabezpieczyć się przed agresją innych), jak i najnowszych eksperymentów genetycznych (rozumianych jako poszukiwanie antidotum na biologiczną kruchość organizmu człowieka).

Historia „spirytualnych systemów ćwiczeń” Religia zatem – skupmy się chwilowo na niej – nie jest przez Sloterdijka traktowana inaczej niż jako jedno z przedsięwzięć immunologicznych. Nie dziwi zatem, że autor zadeklarował we wstępie: „Zamierzam wykazać, że nawrót do religii jest tak samo niemożliwy, jak powrót samej religii – z tego prostego powodu, że nie istnieje żadna »religia« i »religie w ogóle«, a jedynie rozumiane błędnie jako takie spirytualne systemy ćwiczeń, praktykowanych już to kolektywnie – tradycyjnie: kościół, ordo, umma, sangha, już to indywidualnie – we wzajemnej grze z »własnym Bogiem«, u którego obywatele nowoczesności ubezpieczają się prywatnie” (s. 6). Jeśli więc Sloterdijk próbuje rozprawić się – jak mówi – z „widmem religii” (z tezami, jakoby po epoce triumfu rozumu i sceptycyzmu wobec metafizyki następował obecnie ponownie wzrost wiary i swoisty revanche du Dieu), to w tym dokładnie sensie, że przekonuje on, iż to, co powraca, nie ma wcale charakteru religijnego i nie wynika z głodu transcendencji. Wręcz przeciwnie, widmo to nosi raczej charakter antropocentryczny, a swe źródło ma w „immunitarnej konstytucji natury ludzkiej” (s. 6). W rzekomym powrocie religii nie chodzi więc o zaspokojenie potrzeby spotkania z Absolutem, ale o rytualny system uodparniający, który pozwoli dezaktywować lub co najmniej wyciszyć niepewność ludzkiej egzystencji. Religia to zatem uzupełnienie biologicznej immunizacji o jej wyższy, symboliczno-kulturowy wymiar.

Źródło: M. Burzyk, Ćwiczenia immunologiczne. Wokół Petera Sloterdijka, „Znak” 2014, nr 710. http://www.miesiecznik.znak.com.pl/15073/cwiczenia-immunologiczne-wokol-ksiazki-petera-sloterdijka

Przeczytaj także

Polecane wydarzenia

Polecane recenzje